Zasługujemy czy nie?
Coś mnie naszło. Od kilku dni całkiem normalnie piszę z pewną osobą. Jest to u nas mega rzadkie, także jest to powód do zadowolenia, że umiemy normalnie pisać.
Ale nie o tym chciałem napisać.
Jakoś mnie tak naszło, takie przemyślenia wieczorno-nocne.
Zastanawialiście się czemu ciągle słuchamy "Ty zasługujesz na miłość", "ja nie zasługuję na Ciebie" itp itd etc? Czy nie jest tak, że każdy z nas zasługuje na miłość? Morderca, złodziej, rozwodnik, niepełnosprawny, gej, lesbijka jednym słowem każdy. Czemu ludzie którzy chcą być kochani, nie znają tego uczucia. Chociaż może nie tyle, że nie znają. Bardziej chodzi mi o to, że nie czują tego uczucia. Boją się pokochać, boją się być dla kogoś całym światem. Czasami mam wrażenie, że ja też tak mam. Boję się otworzyć na kogoś innego niż K. Tylko dlaczego? Bo się boję, że znowu ktoś zawiedzie moje zaufanie? Czy może boję się, że nie będę w stanie dać komuś tego czego ta osoba by chciała? Co z tego, że się z kimś spotykam? Co z tego, że się staram? To wszystko na marne, bo osoba z którą tak naprawdę bym chciał spróbować mnie nie chce.
Właściwie co to znaczy, że ktoś nas chce czy nie chce? To nie działa przecież na zasadzie "Ja chcę tego i ten będzie mój", w moim wypadku odmieniamy przez przypadek kobiecy.
Czego ja się boję? Że, znowu ktoś moją swobodę ograniczy do minimum? A może tego, że w końcu poczuję się dla kogoś ważny? Nie pomogę wam i nie udzielę odpowiedzi na te pytanie, bo sam jej nie znam.
Wybaczcie, że tak długo mnie nie było ale wiecie, urlop, nowe tatuaże, malowanie mieszkania no i rower. Nie miałem weny, miałem pustkę w głowie. Kilka dni się zbierałem do napisania czegokolwiek. Kilka dni temu było bardzo blisko, załamałem się psychicznie po kilku wiadomościach z K., zobaczyłem wtedy, że mogę tak naprawdę liczyć tylko na jedną osobę... Przyjaźń jest przereklamowana, nie miłość tylko przyjaźń...